Zachłyśnięta pejserową wolnością Leorodzina, zapomniała na chwilę o Leoblogu.
Bo kto by wybrał komputer, gdy alternatywą są podróże, góry, trekkingi, zwiedzanie?

Leo majówkę spędził bardzo aktywnie.
Było wspaniale, o niebo łatwiej niż dotychczas.
W zasadzie, było zupełnie normalnie.
Tak, jak być miało od samego początku!
Leo (z pomocą Leotaty) pokonywał sześciokilometrowe trasy górskie. Naprawdę trudne.
A gdy po kilku godzinach marszu, był zmęczony, kładł się i spał gdzie popadnie, na trawie, na ławce, w aucie.
Leorodzice nie musieli się stresować, tym, czym stresowali się przez ostatnie pięć i pół roku.
I nie musieli taszczyć ze sobą siedmiokilogramowego, nieporęcznego i delikatnego respiratora,
którego wydajność i tak była ograniczona do kilku godzin.
Mała czarna skrzynka w plecaku stała się kluczem do pokonania wielu nowych szlaków.
Nie tylko górskich. Bo dzięki skrzynce można się na przykład wcisnąć obok mamy na wąską kanapę i tam sobie zasnąć.
Udając małą myszkę.


db667df2480947947248fc0d66c9e19e.JPG