To było blisko siedem lat temu.
Od kilkudziesięciu godzin Leo był pełnoprawnym mieszkańcem tego świata.
Leżał za plastikową szybą, spętany, okablowany, poraniony.
Z ust sterczała mu rura, z żył igły kroplówek.
Wokół coś pikało, piszczało, świeciło.
Nie było wiadomo nic.
Oprócz tego, że jest źle.
Bardzo źle.
Rzeczywistość wydawała się być złym snem
- tak straszna, że aż nierealna.
 
Nad inkubatorem stali zgarbieni Leorodzice.
Nikt nie chciał ich uratować, nie nadchodził żaden wybawca, który mógłby ich zapewnić,
że słowa wypowiedziane przed chwilą przez dyżurną panią doktor, 
to tylko ponury żart.
- On ma klątwę ondyny, do końca życia będzie tak leżał!
oznajmiła im przed momentem ta obca, okrutna  kobieta i poszła sobie,
a im wydawało się wówczas, że tymi słowami zniszczyła całe ich życie
ich przyszłość, ich marzenia, ich sens.
 
 
I wtedy, Leotata włożył rękę do inkubatora i ujął w dłoń małą leonóżkę.
- Jeszcze będą te pięty biegały po czerwonej ziemi Afryki, Muzungu - powiedział,
a Leomama przysięgła sobie, że zrobi wszystko, wszystko co w jej mocy, 
żeby dotrzymać tej niemożliwej do dotrzymania obietnicy.
 
Od tamtego czasu minęły lata.
Lata wzlotów, upadków, walk, sukcesów, łez, bólu, triumfów, pracy, 
nauki, hospitalizacji, rehabilitacji, operacji, nadziei, zawodów, 
wysiłków, leczenia, zmagania się...
 
I w końcu stało się. 
Ostatniego dnia sierpnia 2017 Leostopa stanęła na ukochanej afrykańskiej ziemi!
<3

ce615c10922dbb061d5244f9817e6f46.jpg
Muzungu, Teraffal 2017, FUJIFILM X-T2