Podróżowanie z dziećmi z jednej strony wiąże się z pewnymi utrudnieniami,
z drugiej jednak otwiera wiele drzwi; jest niezawodnym wytrychem do lokalnych serc.
Afrykańczycy po prostu kochają dzieci.
W ogóle im nie przeszkadza, że hałasują i brudzą.
Dzieci to dzieci – mają swoje prawa.
TEOŚ
Usiadłszy w knajpie, Teorodzice w ogóle nie musieli zajmować się swym młodszym synem.
Bo zajmowali się nim wszyscy dookoła.
Teoś przechodził z rąk do rąk, wyjadał jedzenie z cudzych talerzy,
pobierał lekcje chodzenia i co rusz zawierał nowe znajomości.
fot. Magda Hueckel, Cabo Verde 2017, FUJIFILM X-T2
Trzeba mu też przyznać, że warunki w jakich posiadł umiejętność chodzenia
były dość ekstremalne.
fot. Magda Hueckel, Cabo Verde 2017, FUJIFILM X-T2
Zdarzało mu się też wchodzić ludziom do domów.
fot. Magda Hueckel, Cabo Verde 2017, FUJIFILM X-T2
Teoś w Afryce czuł się jak ryba w wodzie!!!
fot. Magda Hueckel, Cabo Verde 2017, FUJIFILM X-T2
LEOŚ
Leoś potrzebował czasu na rozpęd.
Na początku był w szoku i nie do końca wiedział,
o co tym rodzicom z tą Afryką chodzi.
Każdy kto był na Czarnym Lądzie wie, co się dzieje po opuszczeniu gmachu lotniska.
W pierwszej sekundzie powala cię upał.
W drugiej sekundzie powala cię tłum ludzi.
Każdy czegoś chce: zanieść bagaż, załatwić taksówkę, zaproponować nocleg,
sprzedać spodnie do garnituru, banana, albo plastikową miednicę.
Wszyscy krzyczą, przepychają się i wyrywają ci rzeczy z rąk.
Potem jedzie się zdezelowanym autem przez przedmieścia,
które zazwyczaj odbiegają urodą od europejskich kanonów piękna
i na koniec ląduje się w pokoju, którego standard jest kontrowersyjny.
Jest ciemno, duszno, pościel na łóżku jest dziurawa, a wentylator terkocze w niebogłosy.
fot. Magda Hueckel, Cabo Verde 2017, FUJIFILM X-T2
I albo się to pokocha, albo odlicza się dni do powrotu.
Leo, po chwili wahania, pokochał.
fot. Magda Hueckel, Cabo Verde 2017, FUJIFILM X-T2
fot. Magda Hueckel, Cabo Verde 2017, FUJIFILM X-T2