Leo nie jest w ciemię bity - już dawno zorientował się,
że ma rodziców w szachu i może wyegzekwować wszystko, co mu się żywnie podoba...
Do perfekcji opracował system szantażu i manipulacji, odrzucając płacz
i tarzanie się w spazmach, na rzecz bardziej wyrafinowanych metod.
Pierwsza metoda - odwrócenie uwagi - stosowana jest w przypadku,
gdy Leorodzice proszą go o coś, co nie jest po jego myśli.
Wtedy on natychmiast oznajmia, że musi iść spać.
- Zmęczony jesteś?
- Tak.
- Chcesz spać?
- Tak.
- Podłączyć cię do respiratora?
- Tak.
- Źle ci sie oddycha?
- Tak.
Druga metoda jest gorsza - stosowana jest jako kara za złe zachowanie Leorodziców.
Leo obraża się i niepostrzeżenie, po angielsku, wymyka się do swojego pokoju,
kładzie do łóżka i...udaje, że śpi! Bez uprzedniego podłączenia do respiratora.
Trzecia metoda - wprowadzenie rodziców w stan szoku - znajduje zastosowanie,
gdy oni śmią nie darzyć syna należytą atencją, lub nie dostarczają mu odpowiedniej
ilości wysokiej klasy wrażeń. Leo kładzie się wtedy na podłodze i zamiera.
Wbija martwy, przeszkolony wzrok w odległy punkt, przybiera tępy wyraz twarzy,
rozluźnia mięśnie. Jednym słowem, udaje trupa.
I Leorodzice muszą zareagować. Po prostu muszą.
Bo prawda jest taka, że całej mistyfikacji może towarzyszyć realne spłycenie oddechu.
W sumie, sami są sobie winni, trzeba było być bardziej empatycznym,
gdy Leo szantażował ich tradycyjnmi metodami stosowanymi przez trzylatki...
PS. Jest jeszcze czwarta metoda.
Leo udaje, że wiotczeją mu kończyny i staje się bezwładny.
Stan ten występuje przy ubieraniu się i kilkakrotnie przyprawił Leomatkę
o rozległy zawał serca, gdyż czyta ona blogi i kibicuje dwóm chłopcom z SMA
i takie wiotczenie mięśni wlasnie z tą chorobą jej się kojarzy.