Nieubłaganie nadchodzi termin kolejnej pHmetrii.

Dojazd na badania to skomplikowne zadanie logistyczne.
Potrzebne są dwie dorosłe osoby – jedna jako kierowca, druga jako osoba obsługująca sprzęt,
monitorująca oddech, zmieniająca parametry respiratora, odsysająca tracheo itp.

W samochodzie Leo, nie wiedzieć czemu, spłyca oddech i wymaga szczególnej uwagi.

Leotata jest zapracowany, więc do pomocy przyjeżdża Leodziadek.
Z Trójmiasta.

Procedury wykonania pHmetrii są skomplikowane.
Trzeba się rejestrować na izbie przyjęć, nie opierać się o ladę,
tłumaczyć się (?!) z błędu na skierowaniu, żądać, żeby jednak Leo został przyjęty,
nie robić min, rejestrować się w hotelu, nocować w hotelu, płacić za hotel,
odbierać papiery, zanosić papiery, jeździć z piętra na piętro
(z całym ekwipunkiem, opisanym w poprzednich wpisach), odwiedzać kolejne oddziały,
znowu się rejestrować (uwaga na ladę!), przechodzić rutynowe badania,
i ciągle na coś czekać…
Trwa to dobę.

Ostatecznie Leo, na czczo, stawia się pod gabinetem lekarskim,
gdzie głodny i przestraszony czeka ponad godzinę na przyjście Pana Doktora.

Okazuje się jednak, że badanie nie zostanie wykonane,
bo Pan Doktor zapomniał poinformować, że Leo ma odstawić lek.

W związku z tym, cały cyrk zacznie się od początku.
W innym terminie.
Znowu trzeba będzie zorganizować transport Leosia,
rejestrować się na izbie przyjęć, nie opierać się o ladę,
tłumaczyć się (?!) z błędu na skierowaniu, żądać, żeby jednak Leo został przyjęty,
nie robić min, rejestrować się w hotelu, nocować w hotelu, płacić za hotel,
odbierać papiery, zanosić papiery, jeździć z piętra na piętro, odwiedzać kolejne oddziały,
znowu się rejestrować (uwaga na ladę!), przechodzić rutynowe badania,
i ciągle na coś czekać…

Kafka
2011.11.03
M. C. Escher, House of stairs