Dziwne to było uczucie:
jechać znowu do Uppsali, znajomą drogą,
mijać znajomy zamek, wchodzić do znajomego szpitala,
pokonywać znajomy korytarz, witać się, ze znajomą pielęgniarką.
Znowu rozmawiać ze znajomym chirurgiem, anestezjologiem i doktorem Andersem.
Znowu nie przespać nocy w szpitalnym pokoju.
Zasnąć dopiero o świcie,  by zaraz być obudzonym przez pielęgniarkę, to już!
Przygotować Leo.
Umyć, zdezynfekować ciało, wysterylizować łóżko.
Nie dawać mu jedzenia ani picia.
Wywieźć go z pokoju z uśmiechem na twarzy, 
że to niby takie śmieszne - jeździć łóżkiem po korytarzach...

To wszystko działo się tak niedawno.
Jeszcze wspomnienie windy i łącznika wiodącego na oddział chirurgii nie zdążyło wyblaknąć.

Potem ostatnia prosta.
I wjazd na salę.
Znowu trzeba założyć sterylny fartuch, czepek i foliowe kapcie,
wziąć Leo na ręce i udając że to wszystko jest zupełnie normalne, położyć go na stole operacyjnym.
Potem patrzeć jak wbijają mu wenflon w rękę,
rozśmieszać go i uspakajać, póki  nie zaśnie.
Nagle i głęboko.

A potem czekać.

Dziwne to uczucie po tak krótkim czasie odgrywać tę samą rolę.
Znowu iść do miasta, w którym znowu pada deszcz, zabijać czas, 
włóczyć się po znajomych ulicach, pić herbatę, patrzeć na wystawy sklepów, 
rozmawiać o wojnie w Syrii, a myślami być zupełnie gdzie indziej...

A potem, nagle, koniec rutyny.
Okazuje się, że ten scenariusz jest inny, 
bo nic przecież nie dzieje się dwa razy.
To już inna historia!!

Zadzwonił telefon! 
To doktor Anders!!
Już po operacji, wydarzyła się rzecz najlepsza z możliwych - zepsuł się odbiornik,
można go było wymienić i Leonerwy zostawić w spokoju,
zrobili tylko jedno cięcie, operacja miała mały zasięg!
Już go wybudzają! 

Leorodzice pognali pod salę, z której po pół godzinie wyjechał Leo 
- cały gorący i różowy, niespokojny, obolały,
nie mogący sobie znaleźć bezpiecznego miejsca ani wygodnej pozycji.
Jak mały prosiak na ruszcie.
 
Wybudzanie poszło gorzej niż ostatnio.
Leo trafił na OIOM.
Dostał morfinę i zasnął, wspomagany respiratorem i tlenem.

Spał długo.
Potem się obudził.
- Chcę rysować! - oznajmił i narysował z pamięci mapę Europy.
Zjadł kanapkę z serem, popił sokiem.

A potem przyszedł Anders.
- To co? Jedziecie ze mną do domu?
Leorodzice osłupieli, ale dwa razy prosić się nie dali!

Leo zjadł kolację w zacisznej kuchni Andersa i Helen.
Noc spędził w wielkim łóżku, przytulony do rodziców i podłączony do pejserow,
które działały genialnie!!!
Całą noc!
 
db5b9e0c712732c880075d8e3672cf21.jpg
f1dbe82a2bd60e1456da6bfaf575887b.jpg
84913da31fc52e46d52dd03e1ee62446.jpg
5ef68c5c934364dfbef6ce26040f5318.jpg
db8cf4fb8664ec57074b226d83e37ee0.jpg
9e8e63737b53cebe64747ec971a3a73d.jpg
e46f83d186a8c540e75abcd936a40782.jpg

* Pejsery zwane były niegdyś przez Leorodzinę "elektrodą", jednak nazwa ta się nie przyjęła.
Pejsery to jednak pejsery, nie elektroda.