Gdy Leo zlokalizuje dziecko w wieku Teosia w zasięgu swojego wzroku, 
niezwłocznie biegnie wymienić informacje.
Podchodzi do delikwenta, mierzy go wzrokiem, po czym tonem znawcy pyta się opiekuna:
- Ile ma?
- X miesięcy - odpowiada opiekun.
- Acha. Nasz ("nasz" !!! <3) też. To jest z września, tak? - upewnia się Leo.
- Tak.
- Nasz też jest z września. Z trzeciego września. -
Po ustaleniu zasadniczych kwestii, Leo przechodzi do meritm sprawy:
- A wasz już umie chodzić?
- Tak, już powoli zaczyna chodzić.
- A nasz już od dawna chodzi. Na Cabo Verde się nauczył. A teraz juz biega. A wasz umie mówić? - ciągnie konwersację Leo.
- Jeszcze nie.
- A nasz już umie.  Mówi mama, tata, mee,bam, papa, abdul, Leo (...)  - lista słów jest długa i Leomama słyszy ją po raz pierwszy.
Nie zdawała sobie sprawy, że jej młodszy syn tyle już potrafi.
Kto wie, może bracia mają jakiś tajemny język,  którym się porozumiewają.
Może Teo już mówi, tylko ona tego nie słyszy....
Tymczasem Leo kontynuuje dialog, skazując rozmówcę na absolutną klęskę.
Bo prawda jest taka, że może dziecko rozmówcy posiadać wszelkie cnoty świata i być absolutnie doskonałe,
ale i tak nie dorasta Teosiowi do pięt.
Bo w Leooczach "ten nasz"  jest zawsze najlepszy,
najmądrzejszy,
najpiękniejszy
i najfajniejszy.
I tyle.

40b8d70aa8400a38c8fa94b6f6b3b8cb.jpg