Wróćmy na chwilę do wojaży i kolejnej, wspomnianej już eksplozji Leorozwoju.
Toskańskie słońce wyciągnęło z Leo to, co od dawna w nim wzbierało.
Potok słów wytrysnął - Leo rozgadał się na dobre.
A ściślej mówiąc - rozpytał.
Odkrył moc znaku zapytania i nie zostawia na rodzicach suchej nitki prywatności,
pyta o wszystko, co ciekawiło go przez ostatnie 4,5 roku.
Gdzie byłeś? Co robiłeś? Co kupiłeś? A co dla mnie kupiłeś?
Czym jechałeś? A jakim tramwajem? A na jaki przystanek? A z kim?
Co jadłeś? A po co? A kiedy? A ile? A dlaczego? A co to znaczy?
A jakie? A gdzie było? A z czym się to rymuje? (!)
I do tego wszystkiego, kilkanaście razy dziennie
A gdzie ja jestem?
Leorodzice skąpani są w pytaniach.
Nic się nie ukryje, spowiadać się muszą z wszystkiego
Wszystkiego, naprawdę, WSZYSTKIEGO…