Jeżeli ktokolwiek ma jakiekolwiek wątpliwości,
co dzieje się u Leorodziny na tydzień przed wyjazdem,
to spieszymy donieść, że:
- Nie styka kabel w pulso, alarm wyje 10-15 razy na noc,
- Leo dostaje uczulenia, wszystko go swędzi,
- Leotata łapie infekcję, na dwie doby zostaje wyjęty z obiegu, nadaje się jedynie do spania,
- Leomama dostaje niedyspozycji, na dobę zostaje wyjęta z obiegu,
nadaje się jedynie do leżenia, bo nawet spać nie może,
- Leotacie pada komputer,
- Leotata naprawia komputer,
- Leotaty komputer pada po raz drugi,
- Leomamy komórka spada na betonową podłogę, szybka pokrywa się gęstą pajęczyną pęknięć, telefon traci 30% sprawności i rozsyła smsy niekoniecznie zgodnie z wolą Leomamy,
- Leomamie kradną samochód, a po nerwowej godzinie poszukiwań
podrzucają na innym poziomie parkingu ;-))))
I tak dalej...
Poza tym, Leomama kilkakrotnie przemierza
znaną na wylot drogę, którą cztery lata temu codziennie jeździła
do swojego leżącego w śpiączce farmakologicznej syna.
Tym razem jednak, celem nie jest CZD,
lecz znajdująca się nieopodal pracownia krawiecka,
w której odbywają się przymiarki sukni na…ekhm…galę Oskarową.
Życie pisze scenariusze nieprawdopodobne.
W tym czasie Leo studiuje mapy.
Wprawdzie umie pokazać palcem Hollywood,
ale bardziej interesują go inne kierunki.
Na przykład dalekie południe.
- Czy na Antarktydzie mieszkają smoki? - pyta znienacka.
- Chyba nieeee…Na Antarktydzie jest za zimno dla smoków - wahając się odpowiada Leomama, której wydaje, że nigdy nie słyszała o smokach polarnych.
Leo dostaje ataku śmiechu.
- Za zimno dla smoków! - powtarza w kółko przez co najmniej pół godziny,
zanosząc się niehamowanym chichotem, aż Leomamę też zaczyna to bawić.
To że ona nie słyszała, i że jest to mało prawdopodobne
nie znaczy wcale, że one nie istnieją...