Wraz z końcem września Leorodzina zamyka sezon letnich wojaży,
podczas których Leo z małego dzidziusia
przeobraził się w prawdziwe chłopaczysko;
z poobdrapywanymi nogami, zdartymi kolanami, guzem na czole.
Przez ostatnie 3,5 miesiąca był w ciągłej podróży.
Towarzyszył rodzicom w wyjazdach zawodowych i rekreacyjnych
w sumie pokonał około 5000 km - czyli 1/8 długości równika,
lub trasę z Warszawy do Beninu :)
Był nad morzem i w górach,
nad jeziorem, rzeką, zalewem,
w mieście, na wsi, w lesie na plaży.
W Beskidach, Tatrach, Pieninach,
Krakowie, Zakopanym, Sopocie,
na Kaszubach i na Mazurach.
W Ińsku, Rańsku i Pcimiu (!)
Na festiwalu muzycznym i filmowym,
na warsztatach tańca i panelu dyskusyjnym,
w ZOO i w ogrodzie botanicznym,
na kiermaszu ludowym i weselu afrykańskim,
w schronisku górskim i na koncercie chóru.
Palił ogniska i grilował,
pływał łódką i jeździł na rowerze,
zajadał gruszki prosto z drzewa i zbierał grzyby,
dotykał świńskie ryje i krowie cycki,
brodził w zbożu i śniegu,
tarzał się w trawie, jeździł kolejką linową,
eksplorował jaskinie i doliny,
kąpał się w jeziorze, morzu, strumieniu i kałuży,
zdobył wieżę na Wieżycy i Kasprowy Wierch (powiedzmy;),
obserwował bociany, jaskółki i kozice górskie,
widział zachód słońca i wschód księżyca.
I z tymże bagażem doświadczeń zaczyna rok (przed)szkolny.
Plan zajęć szykuje się napięty:
dwa razy w tygodniu zajęcia z wszesnego wspomagania,
dwa razy rehabilitacja,
raz logopeda,
raz przedszkole muzyczne...