Dwa lata temu, trójka odzianych w seledynowe kitle lekarzy obudziła śpiącą nad leoinkubatorem Leomamę. Zapraszamy do gabinetu - powiedzieli - a Leomama wcale nie musiała w milczeniu iść za nimi szpitalnym korytarzem, wchodzić do ciasnego pokoju, siadać na krześle i spogladać na nich z resztkami nadziei, brać do ręki fax z sześcioma linijkami wyroku napisanego czcionką Times New Roman, żeby wiedzieć, że jest źle, że potwierdziły się przypuszczenia, że leogen PHOX2B został zmutowany, że klątwa została rzucona.
I taką oto wiadomość, zamiat prezentu, dostały debiutujące Leobabcie w swoje pierwsze święto w nowej roli. A dziś, laurka z prawdziwego zdarzenia (Panie, Panowie!) - leoart!