W środę rano Leo obudził się w szpitalnej sali,
a w czawrtek wieczorem zasypiał już kilkaset kilometrów dalej,
w zaszytej w lesie chatce.
Z wycieńczonego pacjenta w stanie zagrożenia życia
przeobraził się w rozbrykanego, szczęśliwego sześciolatka,
którego rodzice co rusz musieli upominać,
żeby nie szalał aż tak bardzo i choć trochę się oszczędzał.
Ale Leo nie słuchał.
Skakał na trampolinie, dokazywał po lesie i kąpał się w lodowatym w tym roku jeziorze.
Pozornie, po koszmarnym lipcu nie został ani ślad.
Ale tylko pozornie.
Ciało Leo zdobią trzy nowe, pokaźne blizny.
W sumie jest ich już osiem.
Leosychika również została poorana.