Zasada jest taka: jeżeli leosprzęt się psuje, to zawsze w najmniej odpowiednim momencie.
Na przykład, gdy Leorodzina jest na wakacjach, w środku lasu,
ponad 500 km od "swojego" szpitala i nie ma możliwości,
żeby ktoś przyjechał z backupem.
I trzeba wykonać mega-skomplikowaną i czasochłonną operację,
żeby zdobyć zastępczą aparaturę.
Tym razem nawalił ssak.
Zegar tyka, dusza na ramieniu, Leo na złość zaglutowany jak nigdy, wypoczynek szlag trafia.