16 grudnia 2010. Urodziny Leo. Trzy lata temu, przyszedł na świat.
Pamiętasz, jaki był śmieszny?! Potem zabrali go na obserwację
(...)
O osiemnastej był już na OIOMIe.
Wtedy byliśmy jeszcze dobrej myśli, pamiętasz?
Myśleliśmy, że to krótki zły sen.
(...)
Rano nam powiedzieli, na korytarzu - pamiętasz?, że jest źle.
A potem. Pamiętasz? Cały dzień walczył o oddech. Dzielny.
Byliśmy pełni nadziei.
A potem nastąpiła ta najgorsza noc w naszym życiu.
Przegrał walkę...
A potem TAMTEN poranek.
Pamiętasz...

Leorodzice ciągle pamiętają TAMTEN poranek.
I postanowili wypuścić tę historię w świat.
Bo za długo ich już boli. Nie chcą już jej nosić.
Czas wyjąć z serca kolec, pozbyć się balastu, oczyścić powietrze.

W nocy z 17/18 grudnia Lekarka obudziła Leomamę:
- Nie poradził sobie. Zaintubowaliśmy go.
Nad ranem nadeszła kolejna informacja.
- Wyłączył oddech. Całkowicie. Nie podejmuje już walki.
Jest w 100 % zależny od maszyn.

I nie wiadomo było co to znaczy.
Co będzie dalej.
Czy zawsze będzie już tak leżał.
Czy przeżyje.
Na więcej wyjaśnień czasu zabrakło.

Nieprzytomna z przerażenia Leomama zadzwonila do Leotaty.
Leotata przybiegł do szpitala.
Poszedł na salę, gdzie wśród matek z dziećmi leżała Leomama.
Z laktatorem.
Na odziale panowała cisza. Nic się nie działo.
Dzieci ssały mleko swoich mam. Mamy przysypiały. Leniwa sobota.

Tego dnia dyżur miała drobna pielęgniarka uczesana w długi warkocz.
Przyszła na salę, gdzie Leotata pocieszał Leomamę:
- Pan nie może tu być. Odwiedziny są od 15. Proszę wyjść.
Matki z sali wstawiły się za Leorodzicami.
- Nam to nie przeszkadza. Niech pani im pozwoli.
- Odwiedziny są od 15, proszę opuścić oddział.
Leorodzice wyszli na korytarz.
Nieważne.
- Odwiedziny są od 15, prosze opuścić oddział!
- Nasze dziecko umiera. Proszę nam pozwolić być razem.
- Odwiedziny są od 15, proszę opuścić oddział! - zawiesił się robot.
- Wczoraj cały dzień tu byłem. Również poza godzinami odwiedzin.
- Jak pan nie opuści oddziału, to wezwe ochronę.

Leotata został.
Ona wezwała ochronę.
Przyszedł ochroniarz.
Rozdzielił Leorodziców.

Wtedy Leorodzice byli bezsilni.
Zbyt słabi na walkę z bezmyślmyn (a może sadystycznym?) służbizmem.
Sparaliżowani strachem o dziecko. Przyszłość.
I ona o tym wiedziała, że może zrobić wszystko, że ma władzę.
A oni musieli odpuścić, musieli pokornie zgodzić się na krzywdę.

Ale dziś chcieli się rozliczyć, powiedzieć o tym głośno.
Że tak być nie może, że regulamin jest ważniejszy od człowieka,
przepisy ważniejsze od uczuć, godzina piętnasta ważniejsza od złamanego serca,
że Ordnung muss sein. Bo wcale nie musi, jest to kwestia tylko i wyłącznie dobrej woli.
Odrobiny empatii.

Leorodzice mają nadzieję, że wpis ten dotrze do drobnej pielęgniarki w długim warkoczu.
I zostanie razem z nią. I ona już nigdy tego nie zrobi.
Że taka sytuacja już się nie powtórzy.
Że żadna matka, której dziecko umiera,
nie zostanie już sama z powodu godziny 15.

muzungu_szpital_20101219_104408 copy
Leo, 18 grudnia 2010, godz. 10:44