Leomama obawiała się tego od dawna.
Że gdy Leo zacznie mówić, to powtórzy wszystko,
co usłyszał przez cztery lata.

A słyszał wiele. Wiele za dużo.
Bo przy dziecku, które nie powtarza i nie papuguje
znacznie trudniej się pohamować.
A faktem (udokumentowanym) jest,
że minione cztery lata w chwile trudne obfitowały,
więc w poczuciu niemocy, frustracji i złości
padały słowa przeróżne.

No i nadszedł w końcu moment,
w którym Leomama przejrzała się w lustrze Leomowy.

I zdębiała.

Bo ujrzała zupełnie nie to, czego się obawiała...
A więc: jabłuszko, pieska, łóżeczko, skarpetkę,
pyszczek, kolanko, kołderkę, kotka, ptaszka,
wiewióreczkę (!), kurteczkę, nosek, nóżkę...

WTF?! Kto go tego nauczył??????

Zarzekała się onegdaj Leomama,
że zdrabniać nie będzie i cieciać się nie będzie.
Nigdy, przenigdy - prędzej skona!
Jej syn miał jeść jabłka, chodzić w skarpetach i kurtce,
spać w łóżku pod kołdrą, a na ulicy mijać psy i koty.
A tu proszę; kuti kuti cipcirypci...
;-)

Wesołych Świąt, drodzy Leoblogoczytelnicy!
Życzymy Wam, tego, co najważniejsze!
Oraz jaj, kurczaków, baranów i zajęcy

2015-04-04 11.42.07
A to nowy leozwyczaj - gdy jest wściekły naciąga czapkę na oczy
i udaje, że śpi (respiratorowy szantaż)! Dziś szedł tak przez 20 minut.