Wbrew pozorom, leoperygrynacje nie miały charatkeru sakralnego.
Leo nie był ani w klasztorze, ani w zakonie, ani w sanktuarium...
Ale i tak było bosko!
Bo Leo, po raz pierwszy w życiu, był w górach!
I okazało się, że można z Nim i Jego ekwipunkiem przemierzać górskie szlaki.
I z tej nowej, beskidzkiej perspektywy niegdysiejsze afrykańskie i papuaskie trekkingi
leorodziców (po pas w tropikalnym bagnie) okazały się być zupełnie lightowe ;)
Poza tym, oprócz taszczenia leosprzetu, Leorodzna zajmowała się tropieniem i dokumentowaniem śladów po UFO. Leociotka odkryła na łące idealnie okragły, porośnięty dziwną trawą i emanujący ciepłem odcisk.
Serio!!!
Może promieniowanie kosmicznej energii pozwoli w końcu uporać się z klątwą...
CDN