Autorytet Leorodziców był zawsze niepodważalny,
stanowili oni dla Leo jedyną i najwyższą instancję, centralny punkt odniesienia.
Teorodzicom nie udało się tego sukcesu powtórzyć.
Na własnej piersi wychowali sobie rywala, który skradł ich wpływy i przywileje,
i który stał się dla Teo absolutnym idolem, guru i wzorem.
Teo wpatrzony jest w Leo jak w obraz.
Teo chce do Leo.
Teo chce jak Leo.
Od rana go wypatruje.
Naśladuje. Zaczepia.
Żarty Leosia śmieszą go najbardziej.
I sam też zrobi wszystko, żeby brata rozbawić.
Kiedyś niechcący opluł tatę jedzeniem, czym wywołał salwy leośmiechu.
I to był koniec. Teo tę radość zapamiętał i od tej pory w towarzystwie brata już nie je, tylko pluje.
Z uporem maniaka rozbryzguje cały pokarm na karmiących go rodziców, siebie i wszystko dookoła.
Leo ma zakaz śmiania się, ale to nic nie zmienia.
Bo Teo i tak wie, że Leo chichra się wewnętrznie.
Więc pluje dalej, całkowicie ignorując groźby nudnych rodziców.