Gdy 4 lata temu okazało się to, co się okazało,
czyli że Leo będzie zapominać o oddychaniu
i że zachodnia medycyna nie zna jeszcze na tę dysfunkcję lekarstwa,
Leorodzice szybko pomyśleli o praktykach dalekowschodnich.
Krążą po świecie legendy o fakirach zakopywanych na dziesiątki godzin pod ziemią,
bez powietrza, a następnie wychodzących z próby bez uszczerbku na zdrowiu.
Trudno ocenić, ile w tych opowieściach jest prawdy, natomiast pewnym jest,
że joga buduje świadomość ciała, uczy uważnego oddychania, reguluje przepływ energii.
Leorodzice pytali, szukali, ale nikt dotąd nie eksperymentował z łączeniem praktyki jogi z CCHS.
Nie pozostało zatem im nic innego, jak samemu to sprawdzić.
I tak też, postanowili zacząć oswajać Leo z ideą praktyki
i pojechali na weekend z ukochaną pracownią jogi.
Leo, co prawda, nie skusił się na ćwiczenie,
ale z przyjemnością obserwował tych, co wyciskali z siebie siódme poty,
i pękał ze śmiechu widząc Leotatę w pozycji psa z głową w dole.
Asana okazała się jednak na tyle inspirująca,
że Leo wraz ze świeżo poznaną i zaprzyjaźnioną dziewczynką
również przemienili się w psy. Przez cztery dni tarzali się w trawie, szczekali, aportowali itd.
Przyjmijmy zatem, że pierwszy krok w stronę jogi zrobiony ;-)