Po 24-godzinnym koszmarze Leorodzina dostała zgodę na wylot.
Widok przeszczęśliwego Leo zrekompensował cały stres!

IMG_1322 (1)_web

Podsumowując.
To wszystko nie powinno było się wydarzyć.
Stracony dzień, stracone otwarcie festiwalu, na którym Leo miał być honorowym gościem,
stracone nerwy. Ale może dzięki temu, w przyszłości Linie Lotnicze będą skrupulatniejsze,
może komuś innemu w ważniejszej sytuacji będzie taki stres oszczędzony.

Sukcesem jest, że mimo wszystko udało się.
Sukcesem jest wspaniała akcja wspierająca Leorodzinę w wielkim kryzysie.
Sukcesem jest pospolite ruszenie i inicjatywa na fejsie - na stronie Swiss Air
zamieszczonych zostało kilkadziesiąt postów przez Leoprzyjaciół wyrażających oburzenie.
Sukcesem jest postawa mediów (radia, telewizji i prasy).
Porażką jest, że doszło do sytuacji, do jakiej doszło.
Porażką jest, że Swiss zaczął dialog dopiero po ataku mediów.
Porażką jest, że nie dało się sprawy załatwić normalnie.
Porażką jest oficjalna wersja wydarzeń promowana obecnie przez Swiss Airlines, że ostatecznie zgoda została wydana na skutek zmiany sprzętu medycznego (w całej sprawie głównym problemem był respirator, a nie podręczny pulsoksymetr - rzeczywiście zaproponowaliśmy inny model pulsoksymetru, bo akurat mamy w domu dwa, ale respirator został ten sam, po prostu dzień później już przestał być problemem).

I teraz litania do Wszystkich Świetnych, bez których nie udałoby się polecieć.
Dziękujemy: Małgosi K., Andzi Z., Ani T. (mamie Franka), Malwinie N., Agnieszce O., Mikowi U.
oraz wszystkim dziennikarzom, którzy zainterweniowali bądź wyrazili swoją gotowość
do interwencji! Oraz liniom lotniczym LOT za gotowość pomocy!!! I dziękujemy Wszystkim za akcję na Fejsie - to było genialne!

PS. Jedno jest pewne, Rzecznik Prasowa Swiss Airlines miała równie słaby dzień jak Leorodzina :-P