Nie zdążyli  Leorodzice ochłonąć po akcji z okiem, 
a już czekały na nich kolejne atrakcje, tym razem w postaci Leoniewydolności oddechowej. 
Zaczęło sie niewinnie - od nieznacznie obniżonej saturacji w ciagu dnia, 
a skończyło na nocnym incydencie z koniecznością użycia maski, respiratora,
koncentratora tlenu, wysokiej gorączce oraz antybiotyku.

Na szczęście incydent z respiratorem trwał tylko kilka godzin, poza tym pejsery dały radę. 
Dały radę, choć infekcyjne noce nie należały do tych przespanych.

Alarm wył co kilkanaście minut, a jak nie wył alarm, to wył Teo. 
Dochodziło do tego, że Leorodzicom myliły sie dzieci;
na dźwięk alarmu pulsoksymetru Leotata brał butelkę mleka i wciskał w buzię Teosia,
a Lemma wszczynała poszukiwanie smoczka, 
z kolei Leo, nauczony by słysząc alarm odkrztuszać wydzielinę, 
reagował w tenże sposób na płacz brata.

A potem zupełnie nagle, wszystko się uspokoiło.

de4fa8ff7d75207ee023d23c48808c4f.jpg