Leo bardzo czeka na dekaniulację.
Wizja braku rurki motywowała i motywuje go do walki.
Do dzielnego przetrwania dwóch operacji.
Do ćwiczenia spania w koszmarnej masce.

Leo wszystkim wkoło opowiada, że już wkrótce nie będzie miał tracheo,
że Glutojad będzie musiał zmienić żywiciela, żeby nie umrzeć z głodu.

Początkowo termin planowany był na czerwiec.
Żeby Leo wolny był już w wakacje.
Potem na lipiec. Niestety, dość mgliście.
Leorodzice cierpliwie czekali.
Aż nagle, w zeszły wtorek, zadzwonił telefon.
- Przyjedźcie pierwszego lipca!!!!

TO w końcu  się stanie.
Stanie się drugiego lipca.
To, na co wszyscy od pięciu i pół roku czekali.
Rurka zostanie wyjęta!!!
NA ZAWSZE!!!

Leorodzina oszalała ze szczęścia, ekscytacji i nerwów.
Leorodzice rozpoczęli procedury przygotowania Leo do zabiegu.
Fizyczne (sukcesywne zmienianie rurki na co raz mniejszą, żeby rana się obkurczyła)
i psychiczne, bo dekaniulacja, to początek nowego etapu w życiu.

Niestety, pierwotna Leoradość przemieniła się w paniczny leostrach,
który eksplodował na noc przed.
Leo co chwilę budził się z płaczem.
- Jak to będzie, w tym szpitalu?
- Czy rodzice z nim cały czas będą? (Niestety nie, synku, jest zakaz przebywania w nocy na OIOMIE)
- Jak wyjmuje się rurkę? (Normalnie, jak zawsze)
- Czy będzie bolało? (Nie)
- Czy to będzie operacja, jak w Uppsali? (Nie.)
- Czy będą zastrzyki ???(Pewnie pobiorą ci krew...).
Itd.

Szpitalny życiorys dał o sobie znać....

Na szczęście poranne słońce rozproszyło mroki Leolęku.
Leo wstał, spakował trzy atlasy, dwie książki do czytania, blok, 
kredki, trzy gry, Lokomotywę Pieskowatą (Pieska)  
i oznajmił, że jest gotowy.
Gotowy na szpital.
Gotowy na wyjęcie rurki.
Gotowy na nowe życie.

I wtedy zadzwonił telefon.
- Nie przyjeżdżajcie. Jednak Nie. Nie ma dla Was miejsca. Może w przyszłym tygodniu. A może jesienią....

Vox et praeterea nihil......