Leomama usiłuje skupić się na książce, lecz jej uwaga co rusz ucieka do sąsiedniego pokoju,
w którym Leotata stara się okiełznać Leo i położyć go spać.
W pewnym momencie Leomema z rzeki płynących dźwięków wyławia głos
trochę zirytowanego a trochę rozbawionego Leotaty;
- Leo, skup się, czy ty musisz ciągle tyle gadać?!?
Tyle gadać - myśli Leomama - jak cudownie, że Leo musi tyle gadać :))))
Szczelnie otulona błękitną bądź cielistą opaską nigdy nie widziała słońca.
Wiodła życie w ukryciu.
Skóra na niej wytarła się,
zrobiła się przezroczysta, krucha i delikatna jak pergamin.
Teraz w końcu może poznawać świat.
Opalić się, pomoczyć, poczuć smaganie wiatru.
W końcu może być wolna i beztroska.
Leoszyja!
Trzeba przyznać, że jeszcze nigdy-przenigdy
w całym swoim, jakby nie patrzeć, już chwilę trwającym życiu,
Leomama nie zabrała się z takim zapałem i radością do sprzątania
jak w miniony weekend!
Leo dołączył do niej z nie mniejszym entuzjazmem.
I zaczęli opróżniać.
Półki, szuflady, szafki, schowki, kosze, pudła, pudełka, kąty, zakamarki...
Wyciągać spod łóżek, wygrzebywać zza foteli, ściągać z szaf i parapetów...
Przez dwanaście godzin uzbierali około dwa metry sześcienne cewników,
opatrunków, filtrów, oratorów, maści, opasek, płynów do dezynfekcji, soli fizjologicznych,
rękawiczek, rurek, przedłużek, gąbek i innych gadżetów,
które podzielili na paczki i przekazali tracheo-przyjaciołom,
tracheo-znajomym i innym tracheo-potrzebującym,
z nadzieją i życzeniami, żeby i oni wkrótce mogli się uwolnić.
Minął już tydzień od dekanulacji,
a Leorodzice ciągle nie mogą się nacieszyć lekkością swego nowego życia!!!!!
Co chwilę chcą sięgnąć po ssaka i odessać Leo i za każdym razem,
gdy okazuje się to niemożliwe, przeszywa ich uczucie nieopisywalnej radości...
Ale pod radością czai się strach.
Co będzie, jeśli Leo przestanie być wydolny oddechowo,
a droga do szybkiej wentylacji jest już zamknięta?
Co będzie, jeśli Leo nie poradzi sobie z wydzieliną?
Co będzie, jeśli zapadną mu się drogi oddechowe?
Mimo wszystko wierzą, że sobie poradzą...
Do CE-ZET-DE.
Wydarzenia od razu nabrały tempa.
Usunięto rurę!!!
(miejmy nadzieję:)
Rozchichotany Leo wyszedł z Intensywnej Terapii na własnych nogach, zagryzając kabanosa.
***
Leo zainstalował się na pediatrycznym placu zabaw
Leo zasnął.
Częste interwencje.
Musi nauczyć się czegoś, w czym od początku życia był wyręczany.
Plaża, rzeka, słońce, pyszne jedzenie, wspaniała atmosfera.
Równolegle toczy się kilka krzyżujących się konwersacji.
Leo w nich nie uczestniczy. Zajęty jest rysowaniem.
W pewnym momencie, wszystkie rozmowy pauzują, i na kilka sekund tworzy się luka ciszy.
W lukę niespodziewanie wbija się Leo, z drobnym pytaniem.
- A dlaczego Wielka Brytania wyszła z Unii?
Może ktoś wie?
że Glutojad będzie musiał zmienić żywiciela, żeby nie umrzeć z głodu.
Początkowo termin planowany był na czerwiec.
Żeby Leo wolny był już w wakacje.
Potem na lipiec. Niestety, dość mgliście.
Leorodzice cierpliwie czekali.
Aż nagle, w zeszły wtorek, zadzwonił telefon.
- Przyjedźcie pierwszego lipca!!!!
TO w końcu się stanie.
Stanie się drugiego lipca.
To, na co wszyscy od pięciu i pół roku czekali.
NA ZAWSZE!!!
Leorodzina oszalała ze szczęścia, ekscytacji i nerwów.
Leorodzice rozpoczęli procedury przygotowania Leo do zabiegu.
Fizyczne (sukcesywne zmienianie rurki na co raz mniejszą, żeby rana się obkurczyła)
i psychiczne, bo dekaniulacja, to początek nowego etapu w życiu.
Niestety, pierwotna Leoradość przemieniła się w paniczny leostrach,
który eksplodował na noc przed.
Leo co chwilę budził się z płaczem.
- Jak to będzie, w tym szpitalu?
- Czy rodzice z nim cały czas będą? (Niestety nie, synku, jest zakaz przebywania w nocy na OIOMIE)
- Jak wyjmuje się rurkę? (Normalnie, jak zawsze)
- Czy będzie bolało? (Nie)
- Czy to będzie operacja, jak w Uppsali? (Nie.)
- Czy będą zastrzyki ???(Pewnie pobiorą ci krew...).
Szpitalny życiorys dał o sobie znać....
Na szczęście poranne słońce rozproszyło mroki Leolęku.
Leo wstał, spakował trzy atlasy, dwie książki do czytania, blok,
Gotowy na szpital.
Gotowy na wyjęcie rurki.
I wtedy zadzwonił telefon.
- Nie przyjeżdżajcie. Jednak Nie. Nie ma dla Was miejsca. Może w przyszłym tygodniu. A może jesienią....
Vox et praeterea nihil......
A teraz znowu to się dzieje.
Leorodzice dzierżą w rękach kolejny świstek papieru,
które wyznaczą kolejną cezurę w ich życiu.
Dla Leo.
Do szpitala.
Do Centrum Zdrowia Dziecka.
(zapewne wiedziony ambicją) poddał się kolejnym oględzinom,
podczas których Leomama odkryła u niego następne cztery klaszcze!
Pod lupę poszedł też Leo - jego wynik skoczył o jedno oczko do góry.
Tym samym, liczba leorodzinych pasożytów osiągnęła liczbę DWADZIEŚCIA!!!
Sprawa wzbudziła wśród leoblogoczytelników dużo emocji.
Leorodzina pragnie zatem wszystkich uspokoić, że jest rozsądna (Leorodzina),
że konsultowała sprawę z kilkoma specjalistami
i że przez najbliższe miesiące będzie pod (własną) czujną obserwacją
a następnie podda się badaniom krwi,
dzięki którym wiadomo będzie, czy antybiotyk jest konieczny.
I następnym razem lepiej się zabezpieczy ;-)