Leo (odpukać po stokroć) ma się lepiej.
Świadczą o tym zarówno wyniki badań jak i obraz kliniczny:
do zmaltretowanego Leociała wrócił wesoły Leoduch
i już drugi dzień z rzędu ma głupawkę, rozpiera go energia.
Leorodzice odwrotnie proporcjonalnie:
są co raz bardziej przezroczyści, ślamazarni.
Panujący w ich głowach mrok nieśmiało jednak rozświetla nadzieja,
że Leo w końcu opuści szpital.
Może nawet zdąży w lipcu, gdyż (po raz trzeci już) jest mowa o poniedziałku.
Leorodzice boją się jednak cieszyć, cokolwiek sobie obiecywać lub planować.
I na domiar złego ta przygnębiająca historia z Lokomotywą (zwaną niegdyś Pieskiem).
Zebrał jej się płyn w osierdziu i trzeba było natychmiast drenować...
Wygląda na to jednak, że się z tego wyliże.
Goi się na niej jak na psie.
Obraz, który widzi, na długo pozostanie w jego pamięci.
Leo leży w metalowym łóżku, jest przytomny, ale ciągle zaintubowany.
Z oczu ciekną mu łzy przerażenia, z buzi sterczy mu rura.
Przypomina uwięzioną w klatce gęś, tuczoną na foie gras.
NIEDZIELA. OIOM
Lekarz wyjmuje (na żywca) dren z loeosierdzia.
Leo z przerażenia traci przytomność.
Wywraca oczy, robi się siny, odpływa.
PONIEDZIAŁEK. OIOM
Niewydolność oddechowa, niewydolność krążeniowa,
powiększona sylwetka serca, podwyższone CRP,
kumulacja dwutlenków węgla, transfuzja krwi. Nowy antybiotyk.
WTOREK. KARDIOLOGIA
Mały krok do przodu, czyli przejazd z pierwszego na szóste piętro.
Poza tym, zapalenie płuc.
W najlepszym przypadku jeszcze tydzień szpitala.
Leo jest zrozpaczony.
Leorodzice są jak żywe trupy.
Teo, jak paczuszka, przekazywana z rąk do rąk...
|

Potem Leomama została wezwana na poważną rozmowę.
- Jeżeli do wieczora ilość płynu w osierdziu się nie zmniejszy, będziemy musieli interweniować chirurgicznie - usłyszała.
Czego nie dopytała podczas rozmowy, skonsultowała z doktorem Googlem,
Znowu!
I wieści były złe.
Płyn trwał nieustępliwie.
Płyn w osierdziu.
Wyjście co raz dalej i dalej.
Leo podłamany.
Leorodzice znowu jak zombie.
Pełnią dwudziestoczterogodzinne dyżury przy Leo.
Szpital nie zapewnia mu bezpieczeństwa.
Pielęgniarki zmieniają ustawienia alarmów na niższe lub je wyciszają,
bo ciągłe pikanie im przeszkadza.
Wczoraj prawie zakończyło się to fatalnie.
Fatalnie.

Avedon, East Louisiana State Hospital, 1963
Poziom szósty: Kardiologia.
Ściany pomieszczeń ozdabiają liczne kartki z instrukcjami.
Jak postępować i jak nie postępować.
Czas niemiłosiernie się dłuży.
Memory. Master Mind. Szachy. Labirynt. Warcaby.
Memory. Master Mind. Szachy. Labirynt. Warcaby.
Nocami towarzyszy mu tata, dnie spędza z mamą.
Rozrusznik udało się wszczepić w możliwie najmniej inwazyjny sposób.
Najbliższa doba (doby?) pokażą, czy nie ma żadnych komplikacji.
Dziękujemy niezawodnej dr Jo <3, dr Bieganowskiej, Panu Chirurgowi (uzupełnimy)
oraz wszystkim, którzy opiekowali i opiekują się teraz Leo (i Leorodzicami).

rzuca się na szpitalne łóżko i zalewa łzami.
Czemu, zawsze zadowolonemu Leo, może nie podobać się ten świat?
Czy dlatego, że zamiast na wakacjach, uwięziony jest w szpitalu? Nie.
A może dlatego, że znowu idzie pod nóż i znowu będzie go bolało? Nie.
Albo dlatego, że jest co rusz kłuty i musi nosić wenflon? Nie.
Że znowu ma jakieś problemy, że jest w niebezpieczeństwie? Nie.
Boi się? Nie.
Leosiowi nie podoba się ten świat zupełnie z innego powodu.
Bo czas płynie za szybko.
Bo już jest dwudziesta, a przecież dopiero co była osiemnasta,
a on chciałby się jeszcze bawić.
Bo na oddziale jest tyle gier i tyle dzieci i plac zabaw przed CZD jest taki fajny.
On nie chce iść spać. On chce żeby czas się rozciągnął.
Leorodzice przeciwnie - chcieliby zasnąć i obudzić się w przyszłym tygodniu.
Jak będzie po wszytskim.

Było duszno i gorąco.
I wszystko byłoby jak dawniej, gdyby nie fakt,
że na pół godziny przed incydentem Leorodzice podłączyli Leo do elektrod,
I dzięki temu poznali kolejną smutną prawdę.
- poinformowała uprzejma Pani, po czym się rozłączyła.
A Leorodzice zostali z kolejnym w ich życiu świetnym newsem.
Leo musi mieć wszczepiony rozrusznik serca.
Leomama omawia z Leo skomplikowane koligacje rodzinne.
Prababcie, babcie, dziadkowie, stryjowie, kuzyni, bratowe.
Kto jest dla czyją mamą, a czyją wnuczką, dla kogo jedna osoba jest bratem, a dla kogo synem.
Pod wpływem rozmowy Leo pyta, czy on kiedyś też będzie miał dzieci,
co momentalnie nasuwa kluczowe pytanie, odnośnie matki owego potomstwa. Któż nią będzie?!
Leomama tłumaczy Leo, że kiedyś pewnie pozna odpowiednią dziewczynę...
a po chwili wpada na pomysł, że kurs jaki obrała rozmowa można wykorzystać,
aby w końcu dowiedzieć się najważniejszego: która z przedszkolnych koleżanek jest bliższa leosercu.
Noemì, czy Ida!?
Ida, czy Noemì?!
- A może już taką dziewczynę poznałeś ? - zagaduje podstępna rodzicielka.
- Tak. - przyznaje Leo!
- Tak? To z kim chciałbyś mieć dzieci?
- Z Babcią Krysią.
Kurtyna.
PS. Minął już rok od zamknięcia tracheo!
Autorytet Leorodziców był zawsze niepodważalny,
stanowili oni dla Leo jedyną i najwyższą instancję, centralny punkt odniesienia.
Teorodzicom nie udało się tego sukcesu powtórzyć.
Na własnej piersi wychowali sobie rywala, który skradł ich wpływy i przywileje,
i który stał się dla Teo absolutnym idolem, guru i wzorem.
Teo wpatrzony jest w Leo jak w obraz.
Teo chce do Leo.
Teo chce jak Leo.
Od rana go wypatruje.
Naśladuje. Zaczepia.
Żarty Leosia śmieszą go najbardziej.
I sam też zrobi wszystko, żeby brata rozbawić.
Kiedyś niechcący opluł tatę jedzeniem, czym wywołał salwy leośmiechu.
I to był koniec. Teo tę radość zapamiętał i od tej pory w towarzystwie brata już nie je, tylko pluje.
Z uporem maniaka rozbryzguje cały pokarm na karmiących go rodziców, siebie i wszystko dookoła.
Leo ma zakaz śmiania się, ale to nic nie zmienia.
Bo Teo i tak wie, że Leo chichra się wewnętrznie.
Więc pluje dalej, całkowicie ignorując groźby nudnych rodziców.