Po wieczornej toalecie Leo uroczyście udaje się do sypialni.
Rozpoczyna się procedura.
Najpierw, trzeba mu dać wybór:
- Leosiu, dziś chcesz zasypiac w łóżku rodziców, czy u siebie?
W 99,8 % wybiera opcję pierwszą.
Wdrapuje się do góry (sam, oczywiście).
Zakłada piżamkę. Ten etap trzeba sprytnie rozegrać, żeby się czasem nie zorientował,
że jednak ktoś mu pomaga, że nie ubiera się tak zupełnie sam.
Kolejny punkt to cyrk z pulsoksymetrem.
- Leosiu, daj łapki.
Niestety, łapki się zrosły, paluszki pozaplatały, nie da się ich rozdzielić.
Leorodzić trudzi się i mocuje, jednak nie starcza mu sił.
Trwa to około 5 minut, Leo pęka ze śmiechu.
Potem znowu trzeba mu dac wybór.
- Leosiu, czy możemy dziś założyć czujnik na prawą rączkę?
- Nie, dziś nie na prawą. Na lewą. *
100% nietrafień.
Potem Leo uruchamia respirator i pulso, podłącza sobie rurę,
włącza muzykę, zapala nocną lampkę.
Jest gotowy do spania.
Przynajmniej, teoretycznie.
Następuje newralgiczny moment, Leorodzic musi czekać,
aż Leo sam postanowi przyjąć pozycję horyzontalną.
Absolutnie, pod żadnym pozorem, nie wolno go pospieszać.
Bo będzie źle.
W końcu się kładzie.
Mija 20 sekund.
Siada.
- Pić!
Leorodzic (przgotowany) daje mu szkalnkę wody.
Leo wypija.
- Jeszcze!
Leorodzic podaje drugą szklankę.
Nie, jednak tej drugiej już nie chce.
Leorodzic odstawia szklankę.
Leo kładzie się.
30 sekund.
Zrywa się. Pokazuje 10 paluszków.
- Czego 10 Leosiu?
- Buziaków.
- Ach tak, 10 buziaków.
Leo całuje Leorodzica 10 razy.
Kładzie się.
Zrywa się.
- 9!
Leci 9 buziaków. Potem 8, 7, aż do jednego, w sumie 55.
Kładzie się.
Wstaje.
- Drzwi!!!! Drzwi są niedoknięte!
Leordzic wstaje, zamyka drzwi.
Kładzie się.
Wstaje.
- Pieska!
Leorodzic wstaje, idzie szukać pieska...
I tak dalej...aż mu się znudzi, aż padnie.
I nie da się tych wieczornych procedur ominąć ani przyspieszyć.
Naprawdę, się nie da.
* oczywiście, wszystko wyrażone jest za pomocą leogestów.